9/07/2015

Liebster Blog Award

Na początek, myślę, należą Wam się małe przeprosiny. Niezaduże, bo internet jest tylko bonusem do życia, takie prywatne przecież też posiadam. Przez wakacje nie pokazał się żaden post... no cóż, są sprawy ważne i ważniejsze. Aktualnie siedzę w bagnie, z którego powoli próbuję się wydostać, więc nie obiecuję, że będę tu często. Jeszcze nie jestem na stabilnym lądzie. Czasami upadam na dno, a czasami widzę linię horyzontu.

Ale uwaga, uwaga - oto jestem!
I przychodzę do Was dlatego, że zostałam nominowana do LBA przez Asię stąd. Szczerze powiedziawszy, nie przepadam za takimi rzeczami, ale spełnię swoje zadanie. Nie będę się rozpisywać co do idei całej akcji, bo wiele różnych osób z blogosfery zrobiłoby to o wiele lepiej ode mnie, bo posiada większą wiedzę na ten temat. Przynajmniej będziecie mieli okazję, żeby dowiedzieć się o mnie kilku nowych rzeczy. No to do roboty!

Pozwól, że zinterpretuję to pytanie na kilka sposobów. Znam mnóstwo filmów, które zwróciły moją uwagę na dłuższą chwilę. Jednak (po ciężkiej walce z listą filmwebu) myślę, że bez wyrzutów sumienia mogę wspomnieć o filmie Schulmana, ekranizacji Stowarzyszenia Umarłych Poetów. Mogę powiedzieć, że ten film jest dla mnie pewnego rodzaju motywacją w trudnych chwilach. Skłania do refleksji, porusza średniowieczny motyw carpe diem, jak i serca (jak sądzę) niemałej grupy ludzi. 

Trudny, to na pewno. Jeśli mam wnikać w kwestie psychologiczne, to jestem introwertykiem, nie lubię zbyt długiego przebywania w towarzystwie. Najzwyczajniej w świecie mnie to niesamowicie męczy. Jestem idealistką i mam twórczy umysł. Mogę wyglądać na osobę trzymająca dystans, ale w rzeczywistości staram się przełamywać stereotypowe i wpojone ludziom bariery, zachowywać się bezpośrednio, na luzie. Wszystko jest dla ludzi. W dodatku, jestem typem choleryka. Niewiele potrzeba do tego, żebym wpadła w histerię i przez dłuższy czas nie mogła się uspokoić. Jestem bardzo wrażliwą osobą, przy której trzeba uważać na słowa i czyny. Może czasami wyglądać na wykutą z kamienia, ale tak nie jest. Z jednej strony, nie lubię wyróżniać się z tłumu, ale z drugiej... chcę pokazać w jakiś sposób ludziom, że można odbierać świat inaczej. A żeby coś zmienić, trzeba zostać zauważonym.


Spośród wielu marzeń ciężko wybrać mi to największe. Chciałabym robić przyjemne rzeczy - chodzić na mnóstwo koncertów, dobrze się na nich bawić. Chodzić na przeróżne festiwale i podróżować. Cieszyć się z tego, chociaż ludzie powiedzą, że w tym wieku nie wypada i wygląda to głupio. Chciałabym zrobić coś dobrego dla ludzi. Chciałabym im pomagać. Szeroko pojęta sztuka jest jedną z opcji - pomaga duchowo i wzbogaca życie. Chciałabym wydać w swoim życiu chociaż jedną książkę, tomik poezji i stać się znaną artystką. Chcę, żeby ludzie patrzyli na moje prace z podziwem. Chcę zostać kimś i zapisać się na kartach historii.
Jestem w takim stopniu uzależniona od telefonu, że muzę mieć go przy sobie non stop. Poza tym, znając moje szczęście.. gdybym go nie wzięła, to miałabym pełno wiadomości i nieodebranych połączeń od mamy albo znajomych. Zazwyczaj nie zapominam o wzięciu słuchawek, ale za to prawie zawsze jestem biedna. To by chyba było na tyle. 

Przeróżnej. Hałaśliwej, ledwo słyszalnej, relaksującej i budzącej wspomnienia. W tych kilku słowach kryje się metal, rock, punk, rap i muzyka fantasy. Jak zapewne wiecie, na chwilę dzisiejszą muzyką rockową nazywa się większość wykonawców i brak w tej branży starych, mocnych kawałków, które serwują, dla przykładu, panowie z AC/DC. W związku z tym słucham i rocka alternatywnego, indie, hard, grunge i wielu, wielu innych, o których pewnie nawet nie wiem. Podobnie z metalem. TUTAJ możecie przejrzeć zespoły i wykonawców, których słucham. Większość z nich tam jest, o reszcie na pewno zapomniałam i dorzucam je, jak przyjdą mi do głowy. Jeśli chodzi o coś spokojniejszego, to od czasu do czasu słucham muzyki celtyckiej i tego typu, ostatnio gwałciłam replay przy soundtracku Wiedźmina.

Ojoj, zbyt wyczerpujące pytanie. Postaram się streszczać, chociaż trafiłaś w czuły punkt. Odpowiedź prosta i zarazem komplikująca całokształt - jest ich za dużo. Delirium, Igrzyska Śmierci, Dary Anioła, Diabelskie Maszyny, Prochy. Przy czytaniu każdej z nich coś mnie trafiło. (pozytywnie oczywiście, chociaż co do tej ostatniej... spać nie mogłam) No to, jeśli już zależy Ci na jednej (pytanie pewnie nie było przeznaczone dla książkoholika, tylko randomowej osoby czytającej z przymusu albo coś w ten deseń) to - traktując trylogię trylogię jako jedną książkę - wybieram Diabelskie Maszyny. Miłość do demonów i fantastyki przegrała... nawet z dystopią. W sumie, to mam nadzieję, że je zekranizują. Lepiej od Miasta Kości. Na przykład przez Lionsgate. Tak - wybrałam akurat to, bo nie znam innych wytwórni, a zekranizowali Igrzyska

Coś pod tematyką hobby, okej. Lubię rysować, malować, czytać książki, artykuły, pić herbatę z opuncji, robić zdjęcia, oglądać dramaty, psychologiczne i animowane filmy. Wieszać zdjęcia na ścianach i spisywać cytaty. Słuchać muzyki i oglądać krótkie filmiki motywacyjne, zagraniczne reklamy i wszystko tego typu. Lubię spacerować w deszczu i drażnić jedną osobę. Spędzać czas z kilkoma ziomkami. Jeździć do ekipy i wygłupiać się. Przesiadywać pod kocem z laptopem na nogach i pisać z największym frajerem ze szkoły. Oglądać zachody słońca i się nimi zachwycać. Kupować ubrania w lumpeksach i miziać psa. Jeździć na koncerty, a na nich skakać, śpiewać i chodzić w pogo. Zachowywać się jak dzieciak, pleść wianki, jeść kolorową watę cukrową, robić niespodzianki, przeglądać buty i poznawać nowe miejsca... No, tak mniej więcej. I tak, lubię przesiadywać na ławce ze szkicownikiem na kolanach do 22. Tylko ludzie trochę dziwnie patrzą... Plebsy.


Na dobrą sprawę mam wielu znajomych, w tym kilku bardzo dobrych i zaufanych. Z doświadczenia swojego jak i innych wiem, że przyjaciół ma się mało - jedną, może dwie lub ostatecznie trzy osoby. Dlatego trudno mi dokładnie powiedzieć. Jest dwóch chłopaków i dwie dziewczyny, którzy mają ten zaszczyt, lecz ta liczba nie pasuje do moich, hm, jakby to ująć, "zasad". Mimo to jestem pewna co do wszystkich, bo jeszcze żadna z tych osób mnie nie zawiodła. No, może jedna chwilowo. Na wszystkich mogę polegać, a jednej z tych osób mówię totalnie o wszystkim bez wahania. 
Hehe, nie mam pojęcia... serio. Może Was to dziwić, bo widzę na wielu blogach, że mają nawet zapisaną datę, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Istnieje z... dwa lata? Trzy? Z początku nic na nim nie pisałam, później wstawiałam nieregularnie notki.
Mam. I pomimo topornego wyglądu są najwygodniejszymi i chyba najlżejszymi butami (oprócz japonek i balerin), które posiadam. Creepersy. Najbardziej kontrowersyjne buty szkoły. Jeśli mieszkasz w małym mieście, to przygotuj się na spojrzenia mówiące "skąd Ty się tu wzięłaś??!?1" i głupie uśmieszki. No, coś w tym stylu. A bym zapomniała - nowy rok szkolny = nowe dzieciaki w gimbazie = powtórka z rozrywki! Chyba nigdy nie zapomnę kogoś sprzed szkoły, kto przyglądał się moim butom z takim zdziwieniem, że mało brakowało, a wypadłyby mu oczy. Nie wiem któż to był, ale pozdrawiam, buziaczki!


No ogólnie, to uwielbiam buty. Szczególnie te toporniejsze. Ale lubię jeszcze różniaste bluzy, płaszczyki i fajne t-shirty. Spódniczki też. I zakolanówki. Krawaty. Przykładowo, takie różne cuda z second hand'ów, bo wszystko jest nietuzinkowe i często trafiają się jakieś ciekawe rzeczy. 

Ostatnio dorwałam super płaszcz, to raczej on będzie mój ulubiony (pomijając creepersy i glany na które prawie uzbierałam kasę). Ale kiedy będą już te glany, to raczej one wygrają.

Tak, wiem. 
Mówcie mi mistrzyni bałaganu.





A teraz... pora na nominację! 
Po kliknięciu w "baner" przeniesie Was na bloga.











Pytania dla Was :)

  1. Masz jakieś ciekawe hobby?
  2. Czy istnieje film, który wpłynął jakoś na Twoje życie?
  3. Masz jakieś dziwne przyzwyczajenia?
  4. Jaka książka jest Twoją ulubioną? (jeśli takiej nie masz, pomiń)
  5. Masz ulubiony cytat? 
  6. Co chciałabyś w sobie zmienić?
  7. Istnieje powód, dla którego założyłaś bloga? Jaki?
  8. Masz jakiegoś zwierzaka? (fotka)
  9. Jakich zespołów słuchasz?
  10. Masz plany na przyszłość?
  11. Masz jakieś fobie? Obsesje?
Po opublikowaniu postaram się poinformować wszystkich o nominacji. 
Miłego odpowiadania!

    

6/14/2015

Accept yourself!

Spoglądam w lustro i widzę małe, piwne oczy, a okalające je rzęsy są skąpe i niezbyt długie. Patrzę na skórę obsianą gdzieniegdzie małymi bliznami. Mój nos jest garbaty, a na nim widnieje kolejna blizna. Pod oczami mam ciemne wory, a pod nimi lekko widoczne piegi. Usta wcale nie są duże i pełne, jakbym sobie wymarzyła. Mało brakuje, a zaciśnięte tworzyłyby wręcz prostą, cienką kreskę. Jakby tego było mało, są wyschnięte i popękane. Nie mam czystej cery. Co chwilę pojawia się jakiś trądzik albo inne zanieczyszczenie, a moja skóra wiecznie się przetłuszcza, a co za tym idzie - świeci. Jestem przeraźliwie blada i nie mogę załapać opalenizny. Brodę wieńczy wgłębienie, które nie jest zbyt atrakcyjne, a przy uśmiechu jedynie w jednym policzku tworzy się dołeczek. Są pełne, a kształt kości policzkowych wcale nie zarysowuje się tak, jak u Angeliny Jolie. Nie uśmiecha mi się posiadanie kwadratowej szczęki i nierównych zębów. Włosy od piętnastu lat mają swój zły dzień: kręcą się niesfornie we wszystkie strony, a każda fryzura wygląda na mojej głowie tragicznie i na pewno przeraziłaby fryzjera.

Spoglądam w lustro i widząc te wszystkie niedoskonałości, w mojej głowie rodzi się pytanie: "dlaczego nie jestem ładniejsza?". Gdybym była, ludzie nie uważaliby mnie za przeciętną, a tym bardziej brzydką. Chętnie zaprzyjaźniliby się ze mną, bez problemu znalazłabym chłopaka, który nie zostawiłby mnie dla lepszej.
Być może ciężko w to uwierzyć, ale jeszcze niedawno myślałam podobnie. Widziałam się jako nudną, szarą i brzydką dziewczynę. Dostrzegałam w sobie jedynie wady i co gorsza, podświadomie je wyolbrzymiałam. Dzisiaj jestem już przyzwyczajona do blizn, bez których właściwie nie byłabym sobą. Polubiłam mój garbaty nos. Nie przejmuję się moimi krzywymi nogami ani tym, że jedno oko mrużę bardziej od drugiego. Kiedy zaczynam się śmiać, mało kto śmieje się z tego, co powiedziałam, ale właśnie z charakterystycznego dla mnie śmiechu. Ale nie przeszkadza mi to. Śmieję się razem z nimi.



Popatrz na to z innej perspektywy. Gdybyś miał wybierać pomiędzy czuciem się dobrze w swojej skórze, a sympatią znajomych, to co byś wybrał? Wierz mi, też przez to przechodziłam. Przeszłam na tą jasną stronę. Teraz wolę być mniej lubiana niż nie czuć się dobrze z tym, jak wyglądam. Nie będę nosić obcisłych spodni, bo tak się podoba koleżankom. Ściągać chokera, bo "wygląda jak obroża" i creepersów, bo wyglądam jakbym chodziła na "platformach wiertniczych". Gdybym miała co pokazywać - z szacunku dla siebie i braku tak idiotycznej potrzeby, nie nosiłabym dekoltów. Bo po co? Ideały są różne, a będą ludzie, którym zawsze coś się nie podoba. Był okres, kiedy nieprzyzwyczajeni do takiego a nie innego ubioru uczniowie zaczęli mnie wręcz wyśmiewać i krytykować. Nie potrafili zaakceptować tego, co mam na sobie. Stwierdziłam, że nie ma sensu się tym przejmować, bo po co? Wystarczy to, żebym ja się zaakceptowała. Część z czasem się przyzwyczai, że już tego nie zmienię. Wszystkim przechodzi. 



Jestem, a właściwie byłam osobą z wieloma kompleksami. Nie tylko z powodu wyglądu. Moje umiejętności, a raczej ich brak oraz taki, a nie inny charakter doskwierają mi do dzisiaj. Wiem jednak, że użalanie się nad sytuacją i przesiadywanie kolejnego dnia przy laptopie nic nie da. Trzeba działać. Zamiast marudzić, że nie masz ładnych nóg albo brzucha, zacznij ćwiczyć. To nie tylko satysfakcja z lepszego ciała. Przy uprawianiu sportu organizm produkuje endorfiny, czyli hormony szczęścia, które dają o sobie znać po treningu. Dzięki temu miałam o wiele lepszy nastrój i wspomnianą wcześniej satysfakcję z tego, co robię. Jeśli będę siedzieć w miejscu, niczego nie osiągnę! Kreski nie wyrobię sobie pisaniem, a wyobraźnia nie rozwinie się sama przez oglądanie tablicy na fejsie.

Mam nadzieję, że odnajdziesz się w końcu i zaakceptujesz to, jaki jesteś. 
Pamiętaj.
Każdy jest wyjątkowy.

5/07/2015

Artystyczna dusza - przekleństwo czy dar?

Spaceruję ścieżką, gdzie jeszcze niedawno leżały stare, przed laty wyłączone z użytku tory. Czuje kamienie wbijające się w cienkie podeszwy moich trampek, wiatr przesiewa moje włosy. Nawet z tej odległości mogę zobaczyć, że krople rosy na źdźbłach trawy błyszczą się jak diamenty. W powietrzu unosi się bzyczenie pszczół. O, właśnie jedna usiadła na płatku. Kiedy drzewa kwitną, wokół jest pełno pszczół i os. Są moją największą słabością. Kiedy je widzę, zdarza mi się krzyczeć. Wiosna jest dla mnie jednocześnie ukojeniem i przekleństwem. Wokół unosi się ten piękny zapach kwiatów. Powietrze jest czyste i pachnie deszczem. Kilka godzin wcześniej padało. Siedziałam na parapecie, oglądając jak krople ścigają się płynąc po szybie. Niebo pozwala cieszyć się swoim błękitem. 

Powoli przygasa. Wygląda tak, jakby nad miastem panował chaos. Jakby momentalnie stanęło w płomieniach, jakby zmaterializowało się nad nim piekło. Z chmur sypie się deszcz ognia, jak gdyby zbliżała się przepowiadana przez wieki apokalipsa.


Na lewo, trochę bliżej niż budynki, rozlewa się dość spory staw. Na jego tafli subtelnie tańczą odcienie zachodzącego słońca, a na powierzchni pływają kaczki. Po prawej stronie ciągną się zagrody i łąki pełne dzikich kwiatów, po boku rośnie rząd bzu. Mój wzrok przyciągają biegające tam konie. Co chwilę znikają i pojawiają się pośród drzew wiśni. Przede mną wirują przepiękne, barwne motyle, zręcznie przebierają skrzydełkami. Gdzieniegdzie widać szybkie ważki. Siadam na trawie i pozwalam moim oczom chłonąć ten piękny krajobraz czerwieni i powoli ustającego życia. 


Chcąc nie chcąc, odkąd pierwszy raz zabrałam ze sobą aparat i wyszłam w plener, mój świat jest podzielony na kadry. Nieważne, czy są to kwiaty, zachód słońca, trawa czy chodnik z ławką po boku. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, jak to będzie wyglądać na zdjęciu: muszę zobaczyć grę świateł, gamę kolorów, ruch uwieczniony na obrazie. Można powiedzieć, że to jest silniejsze ode mnie. Taka już jestem - nie przejdę obojętnie obok ptaka, kwitnącego drzewa ani kreatywnej reklamy bądź tekstu, bawiących się dzieci, uśmiechniętych turystów. Jestem miłośniczką poezji i dobrych książek. Ściana w pokoju jest obklejona przeróżnymi cytatami. Moja głowa jest przepełniona coraz to nowszymi pomysłami, ale rzadko kiedy potrafię uwięzić je w słowie czy rysunku. Mam niezwykle bogatą wyobraźnię, której moc barwi świat na nowe, przedziwne barwy. Niektóre słowa zachwycają mnie swoim brzmieniem. Słowa poezji mogę interpretować bez końca. Nie zawsze wiadomo nam, co autor miał na myśli i myślę, że to jest w sztuce najważniejsze. Sztuka daje ludziom pewne pole manewru - pole kreatywności, wolnej woli, indywidualności. Zadaniem człowieka jest stworzenie własnej wizji i zrozumienie przekazu na własny sposób. W wielu rzeczach znajdę przysłowiowe drugie dno. Dla kogoś kruk będzie zwykłym, czarnym ptakiem przelatującym nad jego głową, ale dla mnie zawsze będzie symbolem nadziei, wojny, zniszczenia, fałszu, długowieczności i proroctwa. Oglądając film, bądź czytając książkę nie raz łzy ciekły mi po policzkach. Słuchając piosenkę, sprawdzam jej tekst i staram się go zrozumieć. Wsłuchuję się w bit albo dźwięk pianina i mimowolnie uśmiecham się do niego... i wiecie co? Jestem z tego dumna. Jestem dumna z tego, że wiele rzeczy interpretuję inaczej niż moi rówieśnicy, którzy w wersie liryki widzą jedynie pusty tekst, bez żadnego przesłania. Bo oni nie widzą w tym sensu. A może nie chcą widzieć? Po co komplikować sobie życie, skoro w dzisiejszych czasach wszystko mamy podane jak na tacy? Widzę piękno w muzyce klasycznej, celtyckiej, chociaż kolega skrytykowałby ją za brak słów i nudziarstwo. Czasami mam ochotę obwiniać siebie i cały świat za ten rodzaj wrażliwości, ale kiedy indziej wiem, że ta cecha ma piękny oddźwięk w rzeczywistości i pozostaje mi się tylko nią cieszyć. Kiedyś spotkałam się z cytatem, który mówi, że:
"Ar­tysta to osob­nik, który z czwo­rokątne­go świata od­rzu­cił frag­ment, co się zwie zdro­wym rozsądkiem, i żyje w świecie trójkątnym."

Poniekąd mogę się z nim zgodzić. Artysta kieruje się własnymi zasadami, ponieważ chce, żeby to, co tworzy wzbudzało szacunek, podziw. Chce jak najwięcej dawać od siebie. Pokazać świat widziany z jego perspektywy, uwzględnić piękno jakiejś osoby, chociaż społeczeństwu mogła wydać się największą szkaradą. Dzięki sztuce może rozwijać się intelektualnie, ale także uciec od rzeczywistości. Swoje emocje może wylać na papier, przedstawić na płótnie, wyrazić przez śpiew i taniec. Wszystkie chwyty dozwolone, byle ta twórczość dobiegała z serca, a nie presji tłumu. 

źródło: http://instagram.com/finnickowa
Motyw ulotności może być postrzegany "duszyczkowo", tumblrowo (help, jak to odmienić?) i wyśmiany, bo przecież osoby, które używają go w sztuce czy tekstach, muszą cierpieć na zmyśloną przez autora depresję i być typowym emolem. Błagam Was, w XXI-wieku gatunek nie powinien cofać się w rozwoju i wrzucać wszystkich do jednego wora. Faktem jest, że wrażliwcy zostają często błędnie interpretowani przez społeczeństwo. Myślą szerzej, są bardziej czuli i podatni na zranienie, więc można ich nie rozumieć i uwierzcie mi, nie ma to nic wspólnego z subkulturą emo. Sentyment jest czymś, co pozwala przyjemnie wspominać i wracać do przeszłości. Darzę sentymentem przeczytane książki, pewne osoby, zdjęcia, piosenki, filmy, a nawet bilety i kilka z moich prac. Mogą stanowić inspirację do tworzenia pięknych rzeczy.

źródło: http://instagram.com/finnickowa

Nikt nie udzielał ze mną wywiadów, nie pojawiałam się w gazetach - nie jest o mnie głośno, a moje rysunki nigdy nie wkroczyły w dalszą sferę niż facebook'owa grupa, a pomimo tego myślę, że mogę nazwać się artystką. Mam zamiar wrócić do poezji, choć nie wiem czy mi się to uda po tak długiej przerwie. Moja estetyka objawia się w turpiźmie i ulotności - martwych motylach, demonach, dziwnych postaciach, fantastycznych miejscach, aniołach i krwi - ale czy to źle? Każdy powinien mieć do zaoferowania coś od siebie, na to nie ma zasady. Mieć artystyczną duszę to tak, jakby dostać dar od losu, ponieważ gdziekolwiek jesteś, możesz ujrzeć piękno. 
Nawet chwilę. Choćby przez chwilę.