3/28/2015

Art reviews

Notka miała pojawić się kilka dni wcześniej, ale nie byłam w stanie pisać... Trochę wszystko powychodziło z normy - rodzina choruje, miewa wypadki, trafia do szpitala i z tych nerwów niewiele mogę ze sobą zrobić. Na dodatek dzisiaj rano zmarła bardzo bliska mi sąsiadka, która była dla mnie jak druga babcia, więc.. mam nadzieję, że jesteście wyrozumiali i zrozumiecie. 

A, i z góry przepraszam za jakość zdjęć - część była robiona przy naturalnym świetle, część w nocy przy świetle żarówki, co mnie nie zadowoliło. W każdym razie widać, które kiedy były robione. Tematem dzisiejszego postu jest, można powiedzieć, recenzja przyborów artystycznych, które posiadam. Często szukam takich, a nie zawsze są, więc kolejnym osobom może się przydadzą, jeżeli będą myśleć o zakupie. :)

***

Czytając notkę o mnie natknąłeś się zapewne na fragment dotyczący pasji. Otóż należę do osób uzdolnionych manualnie, a oprócz rękodzieła chętnie rysuję i maluję. Od kiedy pamiętam, zawsze byłam małą artystką. Dobra, spaliłam. Wciąż jestem mała. *Okeeej, nieważne. Uznajmy, że nic nie pisałam* Wracam do tematu. A więc, za czasów jeszcze większego gówniarza niż teraz, ciągnęło mnie do wszelkich specyfików, którymi można coś stworzyć. Skończyło się na tym, że meble znajdujące się w moim mieszkaniu do tej pory są zapełnione kolorowymi hieroglifami. W kilku słowach - pasja od dzieciństwa! Czego chcieć więcej?

Przyborów, no tak! Ale to przyjdzie z czasem. To znaczy nie samo. No ale przyjdzie!

W moim - ale nie tylko moim mniemaniu - artykuły papiernicze są zbyt drogie, no ale co ja mam tutaj do powiedzenia? Im wyższa jakość, tym wyżej się cenią. Z tego względu, jak się można domyślić, moja kolekcja nie liczy dziesięciu opakowań kredek, ołówków i farb. Używam ołówków i kredek z Kooh-i-noor, Faber-Castell oraz Stabilo. Co prawda do tych ostatnich wracam bardzo rzadko. Nie umiem dobrze operować kredkami, doprowadzają mnie do szału. :') 



Żaden artysta nie wie, gdzie i kiedy najdzie go wena twórcza! Dlatego warto kupić szkicownik. Niewielki, poręczny, zmieści się w torbie czy plecaku. Możesz go mieć zawsze przy sobie, a wolnej chwili robić szkice wszystkiego, co wpadnie Ci w oko. Po prostu nikt inny, jak niemy przyjaciel!


Na dzień dzisiejszy mam dwa szkicowniki, z których używam tylko jednego. Przedstawię Wam tylko jeden, bo drugiego nie chce mi się szukać. Jestem z niego bardzo zadowolona, pomimo tego, że kupiłam ten szyty a nie na spirali. Zarysowane jedynie kilka stron, żal mi, mimo że do tego jest przeznaczony. Kupiony w Empiku za bodajże 35 zł. Posiada 100 grubszych kartek formatu A4, na szczęście nie rozwalają się pod wpływem farb i wody. Firma Canson, czyli średniej jakości, nawet dobrej. Gramatura 250g/m3Ma twardą, czarną oprawę, widoczną na zdjęciu. Naprawdę polecam. Myślałam, że skoro ma zszywane strony, to będzie w nim mało miejsca, ale można tworzyć swobodnie. Bez ryzyka nie ma zabawy! *taki żarcik dnia*
Jestem w stanie żartować. Borze szumiący, co się dzieje.


Oprócz szkicowników używam oczywiście bloków akwarelowych. Jestem właścicielką jeszcze zwykłego ot, czarnego bloku A5. Nie będę się rozpisywać, są okej:


Z ołówków używam i polecam te firmy Koh-i-noor i Faber Castell. Chociaż, szczerze mówiąc, mi wystarczą  nawet pożyczone od kumpli czy te z Ikei albo Leroy Merlin albo jakieś mechaniczne z wymiennymi rysikami. Obojętnie. Niżej część z uzbieranych przeze mnie, reszta leży pogubiona gdzieś po kątach domu i czeka na zbawienne użycie. 
PS: Tak, jestem świadoma tego, że ołówki z samego dołu są (oczywiście!) najwyższej jakości (czy mogłoby być inaczej?).



Skoro są ołówki, to musi być też inna podstawowa rzecz każdego plastyka - wiszer! Wiszer to zwinięty kawałek papieru, którym rozcieramy na przykład grafit z ołówka, pastele, sepię. Możemy zmiękczyć nim krawędzie i kreskę. Po ubrudzeniu wystarczy zaopatrzyć się w papier ścierny. Jak na razie miałam do czynienia z jedną firmą... z resztą, nawet nie wiem czy są inne. Tak czy inaczej, na pewno się nie różnią, bo takie cuda można zrobić samemu. 


Raz na ruski rok do rozcierania używam chusteczek higienicznych, patyczków do uszu i takich, hm.. gąbeczek (?), które kupiłam w drogerii. Uważam je jednak za gorszą alternatywę, ponieważ wychodzą strasznie nienaturalne cienie. Gąbeczek używam, kiedy chcę rozetrzeć grafit i jednocześnie zebrać jego nadmiar. Rysunek staje się wtedy jaśniejszy. 


Kolejnym punktem z listy jest gumka chlebowa. Wiele osób pyta, co to jest i dlaczego wygląda jak plastelina. Właściwie to jest prawie plastelina, tylko dla rysowników. Bez niej nie zrobiłabym żadnego rysunku. Można ją formować w palcach, odrywać kawałki i łączyć ponownie. Zdarza się, że trochę się klei, ale nie dziwmy się, jeżeli ktoś bawi się nią dziesięć minut. Potrzebna jest głównie po to, żeby zrobić wrażenie odbijającego się światła lub wymazać malutkie fragmenty pracy i nie zniszczyć reszty. Ma sporo plusów. Przede wszystkim nie zostawia śmieci, jak zwykłe gumki. Można uzyskać wymagany kształt i przy okazji nie stracić jednej czwartej rysunku. Gumką chlebową na pewno nie zrobisz dziury w kartce ani nie naruszysz jej. Testowałam dwie różne firmy, więc akurat w tym temacie mogę się wypowiedzieć. Gumka Koh-i-noor'a jest zdecydowanie lepsza niż Faber Castell'a. Odnoszę wrażenie, że tą drugą gorzej się formuje i ściera. Zdecydowanie gorzej idzie i dłużej się ją czyści, przy czym bolą palce. Obie kosztują 2-3zł i można je kupić w sklepie plastycznym albo jakiejś hurtowni papierniczej, jak w moim przypadku. 


Nie znoszę plastikowych temperówek. Łamiące i tępiące się badziewie, które nie starczy Ci na długo. Najlepsze są całe metalowe (albo ewentualnie drewniane), czy z czego one tam są zrobione. Używam tylko tych, które mają otwory do mniejszych i grubszych przyborów. Nigdy w życiu noża, bo znając mnie, prędzej pozbawiłabym się palców albo dłoni niż nadmiaru drewna z ołówka. Jak widać, rysików brak na stanie.


Nie znam osoby, która chciałaby skończyć pracę, a po jakimś czasie zobaczyć, że połowa jest rozmazana. Rysownicy w celu zabezpieczenia rysunku używają fiksatywy albo jak często słyszałam, lakieru do włosów (nigdy nie próbowałam, mam wobec tego obawy i wrażenie, że wszystko się rozpłynie jak podgrzewane kredki świecowe). Moja fiksatywa jest firmy Koh-i-noor jak większość. Nie kosztowała nawet 20 zł, ma pojemność 300 ml. Należy rozpylać ją natryskiem krzyżowym, potem bardzo szybko wysycha. Jedna mała rada - głupotą jest zostawienie na przykład otwartego laptopa w pobliżu. Robi się wtedy na nim świetna warstwa, którą trzeba wyczyścić. Potwierdzone info, nie polecam, Kaśka. :')


Farby też są moją słabą stroną. Słabą ze względu zainteresowania, a nie techniki. Moje pochodzą od Giotto, a z tego co się orientuje przeznaczone są dla osób początkujących i uczniów. Tanie, ale nie najgorsze, przynajmniej dla mnie. Nie miałam do czynienia z droższymi akwarelami, ale kiedyś na pewno zrobię taki zakup. Trzeba się jakoś rozwijać.


Na temat pędzli nie jestem w stanie nic powiedzieć - gdzie kupione, jakiej firmy, z jakiego włosia - nie mam w tym żadnego rozeznania, a 4/5 z nich kupowała moja mama, gdyż ona też wykorzystuje swoje zdolności manualne, jednak tylko i wyłącznie kiedy potrzebuje czegoś do pracy. Z resztą wątpię, żeby chciało mi się opisywać każdy pędzel z osobna, skoro naliczyłam ich ponad 100, a jeszcze jakieś znajdą się rzucone luzem w szufladzie i w innej puszce w szafce bez dna. Talent odziedziczyłam podobno bo babci (właśnie od strony mamy), a że z plastyką miałam do czynienia w rodzinie, to mogłam się jakoś rozwinąć i miałam w tym wsparcie do tego potrzebne. 


***

Jako zapowiedź kolejnej notki (choć mogą ją poprzedzić inne) mogę napisać, że może być ona o tonowaniu, użyciu wymienionych kredek, ołówków, a także technikach rozcierania różnymi przyborami.
Jakieś uwagi? Pytania?

5 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy post :)
    Sama od czasu do czasu szkicuję, głównie używam ołówków, czasem węgla :)
    Gumka chlebowa... Nie raz używam ;p Ale nie ma to jak mina kolegów na angielskim i pytanie "A co to jest?" Wiąże się z tym dłuższa historia xd
    Bardzo fajnie się czyta, na pewno jeszcze tu wpadnę :)

    http://tittadiary.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie zazwyczaj jest, a szczególnie było: "Ej, Kasia, co to za g*wno?" - kochane :')

      Usuń
  2. nie lubię kredek Faber Castel, wolę Koh-i-nor, bo są trochę jak pastele, a w moim zawodzie kredki muszą ładnie się łączyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dobrze mieć artystkę na blogu (jak ja). Moim zdaniem Twój post dużo może pomóc początkującym do rysowania itp. Nic dodać, nic ująć! Tak trzymać! :) Pozdrawiam serdecznie.
    www.kasia-blog1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcę je wszystkie! Mam cały zestaw ołówków z koh-i-noor, ale niestety miękkie powoli się kończą :/

    beneaththeblanket.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że zabrnąłeś tak daleko. I jak wrażenia?